23 kwietnia 2016

Kobiety

***

Oliver przybył do Queen Consolidated o ok dziewiątej. Przechodząc przez hol jak co dzień, czuł na sobie spojrzenia połowy kobiet w tym biurowcu. 
Kilka lat wcześniej Ollie czułby się w takiej sytuacji jak ryba w wodzie, gdyż jak każdy facet uwielbiał być oblegany przez płeć przeciwną. Jaka jest różnica zatem? Że w owej chwili Queen nie zwracał na to choćby najmniejszej uwagi. Jego życie jest na tyle skomplikowane, iż mieszanie się w jakiekolwiek związki było by wręcz nie możliwe. 
Po za tym jakakolwiek bliższa relacja z Oliverem Queenem nie kończy się zbyt..dobrze. 
Mówiąc delikatnie. 
Wszedł do windy. Znajdowała się w niej młoda zapewne asystentka jadąca na czwarte piętro. Uśmiechnęła się do mnie nieśmiało kiedy winda ruszyła. Oliver zauważył, że była odrobinę podobna do Felicity. Miała zgrabny nos i blond włosy związane w kucyk. Oczywiście Smoak miała duże niebieskie oczy i smuklejszą twarz.. 
Oliver nagle otępiał i zaczął się zastanawiać dlaczego porównuje swoją przyjaciółkę do jakieś obcej kobiety. Nawet nie zmiarkował się kiedy owa dziewczyna wyszła z windy. 
Na szczęście nadeszła kolej na jego piętro. Wyszedł pewnym krokiem kierując się do gabinetu. 
Ku jego zaskoczeniu Felicity siedziała na jego biurku w pudrowo niebieskiej sukience kołysząc nogami w rytm muzyki puszczonej z jej telefonu. Wpatrzona w swój tablet trwała w swoim świecie dopóki Oliver nie zabrał głosu.
-Ktoś w dobrym nastroju?- zapytał rzucając na sofę swoją marynarkę.
Smoak przywitała go uśmiechem ściszając nieco muzykę. Mężczyzna podszedł do niej zaglądając ciekawie w urządzenie które trzymała. 
-To nowe obliczenia z działu mikrotechnologi. Ty nic z tego nie odczytasz ale..
Oliver popatrzył na nią z uniesioną brwią. Dziewczyna się zaczerwieniła.
-To nie tak że sądzę iż osoba z twoim wykształceniem jest niesprawna ... to znaczy nie umiała by odszyfrować..nie uważam cię za głupca. Jesteś bardzo inteligentnym i przystojnym mężczyzną ale..przez przystojny nie sądzę, że teraz z tobą flirtuje, nie żebyś mnie nie pociągał..
-Felicity- złapał ją za ramię - oddychaj.
-Przepraszam za moje bełkotanie- dotknęła dłonią czoła masując je przez chwilę.
Queen podszedł do stolika i nalał sobie szklankę wody. Odwrócił się w jej stronę ciągle się śmiejąc. 
-Wracając do tematu- Felicity zeskoczyła z biurka i poprawiła sukienkę - mamy bardzo dobre wieści propo nowego projektu. Już nie mogę doczekać się jutra. Ludzie z Palmer Technologies przegrzeje się system główny.
-Jutro?
Smoak popatrzyła na niego spode łba.
-Jutro. Kolacja. Ważna kolacja. I nawet nie myśl, że się jakkolwiek wykręcisz. 
-Myślę że spokojnie dałabyś sobie radę. Oczarowałabyś ich swoim nadzwyczajnym mózgiem, a potem zaczęła słuchać przechwałanek samego Palmera z choćby małym zainteresowaniem. Ja nawet nie wiem na czym polega ten nowy "super" projekt.
Usiadł za biurkiem włączając komputer. Kiedy popatrzył w stronę blondynki widział w jej oczach chęć mordu i gniew. W tej chwili ryzykował życiem. 
-Przemyślałem to. Spotkamy się w klubie jutro o 19.
-Tak też myślałam- zlustrowała go wzrokiem po czym poszła do swojego stanowiska znajdującego się za szybą.
Mężczyzna wypuścił całe powietrze z płuc rozsiadając się wygodnie.

***

Felicity siedziała na swoim ulubionym fotelu w Jaskini Arowa. 
Oliver pojechał do siostry,a Diggle poszedł po chinszczyznę. Tworząc swój nowy program do satelity Central City usłyszała cichą melodyjkę. Jej szef zostawił wyjątkowo telefon na pobliskim stoliku. Zmęczona Smoak wolnym krokiem podeszła do urządzenia. Dzwonił nieznany numer. Po chwili wahania odebrała telefon. 
Miała nadzieje że Queen nie wbije za to jej szczały w plecy.
-Dzień dobry panie Queen. Tu Monica z działu reklamy i marketingu. Pamięta mnie pan? Jestem tą blondynką z windy?
Zmieszana Felicity usłyszała w telefonie przesłodzony żeński głos kobiecy. 
Nagle poczuła odrazę i gniew w stosunku do niej. Skąd niby ta lala miała telefon do Olivera?
-Niestety ale pan Queen jest teraz bardzo zajęty. Z tej strony wiceprezes. Mam mu może coś przekazać?- odpowiedziała siląc się na uprzejmość, która nie przychodziła jej łatwo.
-O Felicity? Nie wiedziałam że pracujesz po godzinach...
Bezczelna pomyślałam blondynka.
-Przekaż zatem Oliverowi, że przyjdę jutro do jego gabinetu. Musimy uzgodnić parę kwestii. Pozdrów go.
Na koniec tego jakże cudownego dnia brakowało mi do szczęścia jeszcze robienie za sekretarkę.
Odłożyła telefon na blat po czym uśmiechnęła się sama do siebie. 
Na tapecie telefonu widniało zdjęcie Olivera, jej i Diggla zrobione przez Roya podczas jednego z wypadów do baru. Uchwyciło one moment kiedy Oliver mówił coś wpatrzony w Smoak gdy ona przewracała oczami, a Diggle śmiał się z uniesioną butelką piwa.
Dziewczyna usiadła za biurkiem. 
Po 30 minutach przyszedł John z całym zestawem zdobytego posiłku.
-Nareszcie- uśmiechnęła się do niego odwracając się w jego stronę. 
Przysunął sobie fotel w stronę dziewczyny. Podał jej jedno z opakowań. 
Felicity otworzyła paczkę chinszczyzny wąchając z uśmiechem jej zawartość. Diggle w ciszy wziął swoją i podał jej cole.
-No dobra. Koniec tych żartów- mężczyzna popatrzył się na nią pytająco.- Co jest grane?
-Nic się nie dzieje Felicity.
-Czyżby? Siedzisz cały spięty. Od samego rana nie wiele mówisz. Oliver zawsze był zbyt zapatrzony na swojej problemy ale ja umiem przeszyć cię na wylot. O co chodzi?
John poprawił się na fotelu i odłożył jedzenie na blat.
-Mam zamiar oświadczyć się Lyli.
Dziewczyna zapiszczała ukrywając usta w dłoniach.
-Diggle to wspaniale! Następnym razem mnie tak nie strasz. Już myślałam, że chodzi o dziecko.
-Problem jest w tym, że nie wiem jak ona na to zareaguje. 
Popatrzyła na niego zdziwiona.
-Lyla to moja była żona. Kiedy braliśmy ślub byliśmy na misji i nie przywiązywaliśmy uwagi do całej imprezy, nie mogliśmy wynająć fotografa.. Nie wiem czy ona chce znów przez to przechodzić. Może pasuje jej tak jak jest? Wygląda na szczęśliwą, jesteśmy szczęśliwi ale boje się, że po ślubie znów się rozwiedziemy. Nie chce znów jej stracić.
-Johny przestań- Smoak wzięła go za rękę.
-Nie możesz przejmować się tym, że historia może się powtórzyć. To jest wasza druga szansa na wspólne życie. Pierścionek czy ślub nie zmienią tego. Kiedy Conor się powiesił nie chciałam się z nikim wiązać. Myślałam że znów stracę kogoś kogo pokocham i zostanę sama. A teraz jestem tu gdzie jestem. W piwnicy pod klubem dawnego playboya i pomagam mężczyźnie, który biega po mieście z łukiem. Nie pozwól aby strach tobą kierował. 
-Dzięki Felicity- powiedział po krótkiej ciszy.
-Po to są przyjaciele a teraz zacznijmy jeść bo już prawie wszystko wystygło.
-Nie zapominaj, że oboje tkwimy w tej piwnicy- dodał.
Z uśmiechem zaczęli jeść i rozmawiać o najnowszych wiadomościach z miasta.
-Już jestem.
Do Jaskini wszedł Oliver ubrany w ciemnobrązową kurtkę. Rzucił klucze od motoru na blat i zaczął jeść swoją porcje siadając na fotelu. 
-Thea się przeziębiła. Od dwóch dni leży pod kocem oglądając Harrego Pottera. Wiedzieliście, że powstały filmy?
John przewrócił oczami biorąc łyka coli.
-Ooo jakżebym zapomniała- Smoak nie spuszczała oczu ze swojego opakowania- Nie jaka Monica z działu marketingu do ciebie dzwoniła. "Ta blondynka z windy" jutro ma zamiar spotkać się z tobą w biurze.
Oliver zmarszczył brwi patrząc na nią.
-Skąd ona miała mój numer telefonu?
-Może sam mi to powiesz?- popatrzyła na niego wyczekująco.
Młody Queen spojrzał na Diggla z pytającym wzrokiem szukając odpowiedzi na zachowanie blondynki.
On jedynie odruchowo wzruszył rękami.

***


Następnego dnia przez porą na lunch Oliver siedział za swoim biurkiem przeglądając materiały odnośnie nowego projektu firmy. Zebrane notatki otrzymał od Felicity, która na wejściu wręczyła je mu grożąc palcem. 
Była to jego praca domowa na dzisiejszą kolacje. 
Na dźwięk otwieranych drzwi nie odrywał wzroku od kartek.
-Proszę nie mów mi, że jest tego więcej- jęknął.
-Dzień dobry panie Queen mam nadzieje, że nie przeszkadzam. 
W gabinecie stała młoda blondynka, którą widział już wczorajszego dnia w windzie. 
Ubrana w dość krótką spódnice i śnieżnobiałą koszule uśmiechała się do niego promiennie.
-Oczywiście nie ma problemu -Oliver wstał i wyciągnął do niej rękę na powitanie po czym wskazał na fotel naprzeciwko niego.
-Jestem Monica Peeta z wydziału marketingu. Ostatnim czasem dużo słychać o wielu udanych projektach naszej firmy, która dzięki pana ciężkiej pracy stanęła na nogi.
Queen spojrzał na Felicity, która w tym czasie dość wyraźnie dawała mu znać, że słyszała wypowiedź kobiety dzięki otwartym drzwiom. Swój śmiech próbowała uciszyć zakrywając usta dłońmi. Mężczyzna pokręcił głową i zwrócił się do gościa.
-Bardzo dziękuje ale każdy dział w mojej firmie ciężko pracował na te sukcesy.
-Ależ z pana nieśmiały człowiek. Podobno projekt o ekologicznej baterii odnawialnej ma być przedstawiony na ważny spotkaniu gdzie mają przybyć najwięksi biznesmeni.
-Takich informacji jeszcze sam nie dostałem. Ciekawi mnie jednak skąd pani je ma.
-Mam swoje sposoby panie Queen. 
Blondynka znacząco do mnie mrugnęła po czym poprawiła niewinnie swój biust.
Tak, ewidentnie mi się podlizywała.
-Mam przez to rozumieć, że nie myślał pan jeszcze nad dobrym przemówieniem, nad zmiana wnętrza, nad..
-Myślę że w pani obowiązkach nie znajduje się przejmowanie się tymi szczegółami.
-Wręcz przeciwnie. Musimy podnieść tą firmę. Nadać jej nowe życie. Pokazać się z jak najlepszej strony. Chcę pana zapewnić iż w pełni mogę podołać temu wszystkiemu. Przygotowałam już..
-Jeśli nadejdzie taka potrzeba to z chęciom, podejmę z panią współpracę. Rozmówię się na początku z Thomasem Martensem jeśli pani pozwoli. Teraz niestety muszę paniom przeprosić ale nadeszła pora lunchu.
-Moglibyśmy równie dobrze omówić to na kolacji- uśmiechnęła się z nadzieją w głosie.
-Niestety ale jestem już umówiony.
-Ależ oczywiście- wstała leniwie wyciągając do niego rękę.
Queen podniósł się i ją uścisnął. Przy drzwiach blondynka obróciła się w jego stronę z zadziornym uśmiechem.
-Panie Queen. Niech mówi pan do mnie Monica.
W przejściu minęła się z Johnym Diggle który z ubrany w czarny garnitur obejrzał się zaciekawiony na wychodzącą kobietę. Stanął na środku z rozłożonymi rękami.
-Idziemy coś zjeść?
Do gabinetu weszła Smoak z zirytowanym spojrzeniem. 
-Mam swoje sposoby panie Queen. Panie Queen niech mówi pan do mnie Monica- blond geniuszka zaczęła przedrzeźniać głos panny Peety.
-Musze ci powiedzieć, że jesteście nawet do siebie podobne.
-Nie porównuj mnie do jakieś nadętej lali mieszającej się w sprawy, które nie są w jej obowiązkach. Wszędzie jej pełno- prychnęła Smaok.
-Wydawała się miła- powiedział Queen wstając od biurka.
Dziewczyna popatrzyła na niego rozbawiona.
-Niby wtedy kiedy próbowała z tobą flirtować? Znalazła sobie kolejną zabawkę po tym jak Thomas dał jej kosza.
Diggle podniósł rękę do góry niczym uczeń w szkole i prosił o zabranie głosu.
-Możemy się troszkę pośpieszyć? Umieram z głodu.
Oliver podszedł do wieszaka, zdjął płaszcz dziewczyny pomagając jej się ubrać. Posłał jej spokojny uśmiech i dla rozładowania atmosfery oparł rękę o jej plecy idąc razem w trójkę do wyjścia. Przez cały odcinek do samochodu szli w tej pozie śmiejąc się z narzekań Diggla. Przechodząc przez hol przy głównym wyjściu Felicity spojrzała dookoła. 
Kiedy wchodził do pomieszczenia, głowy kobiet zwracały się w jego stronę. Wszyscy stawali żeby z nim porozmawiać. Był jak hybryda człowieka, mieszanka z człowiekiem, który nie mógł pomieścić w sobie tych dwóch tak skrajnych cech. 
Blondynka spojrzała na na niego. Ubrany w ciemnogranatowy garnitur szedł rozluźniony ze mną przy boku. Miał piękne niebieskie oczy które przypominały wzburzony ocean. Nosił trzy dniowy zarost. Mężczyzna ze snów. Każda o nim marzyła. Nie każda jednak znała go tak blisko jak ja. Nie wiedziały co przeszedł, o co się obwiniał, czego się wyrzekł.
"Najlepiej będzie jeśli nie będę z kimś na kim będzie mi zależało"
A mimo wszystko go kochałam.

16 marca 2016

Nowy początek

Akcja dzieje się po 2 sezonie.
Miłego czytania :)
--------------------------------------------------------------------------------
Oliver stał na krawędzi dachu wieżowca. 
Z tego miejsca dobrze widział panoramę połowy miasta, a przynajmniej jej północną część. Zimny wschodni wiatr wiał mu prosto w plecy tak jakby popychał go w kierunku krawędzi. 
Cóż za paradoks życia pomyślał Oliver przebrany w stój Arrowa. 
Kto normalny myślałby o samobójstwie z jego jakże bogatym CV doświadczeń.
Mógł zginąć setki razy ale z jakiegoś powodu zawsze mijał się z śmiercią o włos.
Malcolm Merlyn, armia Slade'a Wilsona, nawet jego własna matka nie zdołali wysłać go na tamten świat. Chodź co to za życie gdzie za każde wyczynione zło obwiniasz samego siebie trzymając wszystkie złe decyzje na swoich ramionach.
Popełnienie samobójstwa po tym wszystkim nie miało by żadnego sensu. Było by wręcz oznaką podświadomego zwariowania.
Nagle jego słuchawka zapiszczała.
-Tak?
-Thomas dzwonił do ciebie chyba z milion razy. To znaczy w przenośni milion razy. Może poproś go aby wykupił do ciebie darmowe minuty.. W każdym razie i tak powinieneś już wrócić.
Oliver spojrzał jeszcze raz na rozświetlone nocą miasto Starling City, a następnie napiął jedną ze swoich strzał po czym wycelował w sąsiedni biurowy budynek.
-Zaraz tam będę- opowiedział i zsunął się po line przyczepionej do strzały, spadając w dół ulicy.

***

Oliver wyszedł z windy kierując się do sali konferencyjnej gdzie zapewne czekał na niego analityk finansowy Thomas Martens. W środku szklanego korytarza stała niewysoka blondynka, ubrana w subtelną biznesową sukienkę w kolorze indygo. 
Po usłyszeniu dźwięku windy skierowała wzrok w stronę swojego pracodawcy jak i tym samym bliskiego przyjaciela. Posłała mu nerwowy uśmiech, który mógł oznaczać nic innego jak kłopoty. 
Mężczyzna podszedł do Felicity dotykając jej przedramienia. 
-Jak źle jest?- spytał cicho przystając na moment.
-Szczerze? To myślę, że piekło przez, które teraz przejdziesz będzie równać się z moimi wypiekami.
Oliver uśmiechnął się ciepło.
-A więc tego bynajmniej nie przeżyjemy.
Minął swoją przyjaciółkę i otworzył przed nią drzwi kierujące do sali. 
Po wejściu dwójka zauważyła Thomasa Martensa opierającego się o blat stołu. Trzymał w rękach plik papierów. Jego krawat leżał na pobliskim krześle wraz z marynarką. Kiedy spojrzał na wchodzącego  do środka Queena w jego oku pojawiła się iskra zdenerwowania. 
-Gdzieś ty się do cholery podziewał? - odparł analityk patrząc na wprost CEO Queen Consolidated.
-Ciebie także miło widzieć Thomas. Wypadło mi coś strasznie ważnego i musiałem pojechać do Coast City. Najważniejsze jest to, że już jestem- odparł z peszonym uśmiechem siadając za szklanym stołem- Czy możemy rozpocząć zebranie?
Thomas zaczął dla uspokojenia powoli oddychać próbując zapanować nad sobą. 
Stojąca za Oliverem Felicity uderzyła ręką w ramię przyjaciela.
-Spotkanie odbyło się cztery godziny temu- odparła cicho Smoak siadając na lewo od niego.
-Właśnie Oliver! Cztery godziny temu odbyło się spotkanie w sprawie twojej bankrutującej firmy!
Analityk przeprosił gestem Felicity za swój nagły wybuch po czym znów wrócił się do swojego szefa.
-Na początku naszej współpracy kazałeś mi za wszelką cenę uratować tą firmę, ale ty również powinieneś się starać odbudować dzieło twoich rodziców. Nie przychodzisz na żadne spotkania...
-Byłem na spotkaniu w sprawie odnawialnych energii dla firmy- obronił się Queen.
Mężczyzna spojrzał się na niego zirytowany.
-To spotkanie odbyło się 3 tygodnie temu. Oczywiście podczas niego wyszedłeś w środku spotkania z przyczyn "rodzinnych". Od tamtej pory nie było cię w sumie na sześciu spotkaniach.
Oliver już miał coś powiedzieć lecz jego pracownik ubiegł go.
-Podkreślę iż wzorowa obecność Felicity nie usprawiedliwia cię w każdym sensie. Cieszę się że powierzyłeś jej stanowisko zastępcy bo gdyby nie ten genialny pomysł, inwestorzy już dawno przestali by odbierać od nas telefony.
Smoak poprawiła się z uśmiechem na krześle czując się nad wyraz wyróżnioną. Oliver z rozbawieniem spojrzał na nią po czym otrzymał solidnego kopniaka w łydkę. Queen poprawił swój garnitur i spojrzał w stronę Martensa.
-Tak, wiem i wkład jej pracy nigdy nie jest przeze mnie ignorowany..
-Lecz starania Felicity nie uratują całej firmy Oliver. Zrozum to w końcu, że powinieneś reprezentować ją w każdy możliwy sposób. W następny wtorek mamy spotkanie z przedstawicielami Palmer Technologies
 w restauracji Dumort. Oczekuje, że tym razem zjawisz się tam z towarzystwie panny Smoak.
Queen głęboko westchnął i oparł się jeszcze bardziej na fotelu. Z doświadczenia wiedział, że na takich kolacjach można zanudzić się na śmierć. Ciągłe rozmowy o finansach, tym kto jest bogatszy, jaki zagraniczny samochód w tym tygodniu kupili.. Nie nadawał się do takiego świata.
Poczuł ciepłą, małą rękę Felicity na swoim nadgarstku.
-Chociaż obydwoje zanudzimy się na śmierć- uśmiechnęła się do niego pocieszająco.
-W to nie wątpię - analityk parsknął śmiechem wyłączając tablicę multimedialną -Felicity ma zdobyć ich sympatię mózgiem geniusza,a ty- spojrzał na Olivera- ładnie się uśmiechać.
Felicity wybuchła serdecznym śmiechem po czym wstała opierając dłonie na ramieniu przyjaciela i oddaliła się na moment dzwoniąc po Diggla. 
-Dziękuje bardzo za radę- powiedział z przekąsem.
Martens wyszedł z sali życząc Smoak miłej nocy, po czym uścisnął dłoń swojego pracodawcy. 
Po jego wyjściu Felicity opadła się o o szklany stół nie daleko Olivera. Poprawiła okulary przeglądając swoją komórkę. Zauważył że ten tik także obowiązywał kiedy nie miała na nosie okularów. To było bardzo uroczy nawyk. 
-Wiesz, że musisz to przeżyć- odezwała się blondynka.
-A jeśli wpakuje sobie szczałe?
-Mówię poważnie Oliver- spojrzała na chwilę w jego stronę - To bardzo duża szansa na złączenie obu firm w jedno- teatralnie podniosła dłoń w górę- wielkie imperium co przez to idzie większy rynek pracy, nowe wynalazki mogące wzbogacić naszą wiedzę może i nawet ratować ludzkie życia...
Oliver wstał i dotknął jej ramienia przywracając ją znów na ziemię. 
-Może zanim podbijemy świat skoczymy z Digglem do Big Belly Burgera?- zapytał z szelmowskim uśmiechem.
Felicity wstała na równe nogi biorąc do ręki swój płaszcz i odwracając się w stronę przyjaciela. 
-Masz rację. Musimy mieć dużo siły zanim podbijemy świat nauki.
Uśmiechnęła się słodko i ominęła go idąc w kierunku drzwi. Kiedy wyszła z sali nadal stał w tym samym miejscu patrząc na wprost.
Od wojny z armią Wilsona dużo pozmieniało się w ich relacji. 
Jej małe gesty w jego stronę zaczęły go intrygować, a zarazem uspokajać. 
Miał wokół siebie ludzi którzy w nie go wierzyli, pokładali nadzieję nawet kiedy był nad przepaścią. Życie Olivera zaczęło mieć równowagę i to właśnie go niepokoiło. Z doświadczenia wiedział że spokój ducha nie trwa zbyt długo. 
Zawsze coś musi się zepsuć. 
A jego największa obawą było to czy zepsuje się coś co jest między nim, a blond hakerkom. 
Ewidentnie coś było między nimi. Nie miał pojęcia jak to nazwać, a myśl o tym całkowicie odbierała mu zdrowy rozsądek. To bardzo niebezpieczny stan zważając na ich małe "hobby".
-Oliver?! Idziesz?
W drzwiach wstała Felicity spoglądając na niego swoimi niebieskimi oczami. Queen podszedł do niej kładąc rękę na jej plecach i idąc razem z nią do windy.
Jest dobrze tak jak jest.

12 marca 2016

United

Mam na imię Oliver Queen. 
Pięć lat przeżyłem na bezludnej wyspie kierując się jedną zasadą; przeżyć.
Mimo wszystko. 
Aby wrócić do mojego miasta i naprawić wszystkie błędy. Nie tylko moje. 
Dla mnie mój własny ojciec odebrał sobie życie na moich oczach. Od tamtej pory musiałem stać się kimś innym. Czymś innym. 
Miałem uratować Starling City od zagłady i mroku. Miało się ono dobrze ale mieszkańcy nie czuli się w nim bezpieczni. 
Szczególnie w Glades. Gdzie dzieciaki kradną i ćpają. 
Nic dobrego działo się przed i po wypłynięciu statku Queen's Gambit. 
Ludzie zawsze chcieli posiąść moje miasto, mieć je na własność, rządzić nim. Posuwali się do korupcji, a nawet i odebrania życia drugiej osobie dla dobra własnego interesu. Bezwzględni i zepsuci. Nikt ich nie mógł zatrzymać. Ani obywatele, policja. To musiałem być ja. Człowiek ukrywający się w cieniu. Linczowany przez media, obrażany i wyśmiewany przez przywódców, biznesmenów tego zepsutego miasta. 
Ich śmiech zanikał póki nie przeszyłem ich swoją szczałą. 
Miasto potrzebuje, my potrzebujemy osoby, która będzie troszczyć się o życie innych ludzi. Ktoś taki jak my. Starling City nie może umrzeć! Nie póki my żyjemy. Póki narażamy siebie, nawet naszych bliskich dla dobra ludzi, którzy wytykają nas palcami. Z zwykłego mściciela, który zabijał ludzi z listy własnego ojca, stałem się kimś innym. 
Myślałem, że nie da się mnie naprawić. Bo kiedy wróciłem do mojego rodzinnego miasta nie byłem niczym innym niż zimną maszyną do zabijania, pozbawioną empatii, jakichkolwiek uczuć. Trzymałem w sobie tylko żądze zemsty i sprawiedliwości. Ale wtedy źle postrzegałem sprawiedliwość i to co powinno być dla mnie najważniejsze. 
Bezpieczeństwo miasta było dla mnie ważne. Nic więcej się nie liczyło. Sadziłem że nic mnie już nie uratuje.
Brałem na siebie winę śmierci wielu osób. Shado. Tommy. Mój ojciec. Moja matka. 
Gdybym wtedy nie znalazł Diggla, Felicity, Roya i wielu innych wspaniałych ludzi, nie było by mnie w tym miejscu gdzie teraz jestem. 
Moja rodzina, moi przyjaciele, moja miłość, ludzie na których mi zależy. To im zawdzięczam życie i szczęście. Nigdy nie przestaną we mnie wierzyć. Nigdy nie przestanę dla nich walczyć. Nigdy nie będę sam.
Nadzieja i inspiracja.

Obiecuję wam, że nigdy nie przestanę walczyć by miasto było bezpieczne.