16 marca 2016

Nowy początek

Akcja dzieje się po 2 sezonie.
Miłego czytania :)
--------------------------------------------------------------------------------
Oliver stał na krawędzi dachu wieżowca. 
Z tego miejsca dobrze widział panoramę połowy miasta, a przynajmniej jej północną część. Zimny wschodni wiatr wiał mu prosto w plecy tak jakby popychał go w kierunku krawędzi. 
Cóż za paradoks życia pomyślał Oliver przebrany w stój Arrowa. 
Kto normalny myślałby o samobójstwie z jego jakże bogatym CV doświadczeń.
Mógł zginąć setki razy ale z jakiegoś powodu zawsze mijał się z śmiercią o włos.
Malcolm Merlyn, armia Slade'a Wilsona, nawet jego własna matka nie zdołali wysłać go na tamten świat. Chodź co to za życie gdzie za każde wyczynione zło obwiniasz samego siebie trzymając wszystkie złe decyzje na swoich ramionach.
Popełnienie samobójstwa po tym wszystkim nie miało by żadnego sensu. Było by wręcz oznaką podświadomego zwariowania.
Nagle jego słuchawka zapiszczała.
-Tak?
-Thomas dzwonił do ciebie chyba z milion razy. To znaczy w przenośni milion razy. Może poproś go aby wykupił do ciebie darmowe minuty.. W każdym razie i tak powinieneś już wrócić.
Oliver spojrzał jeszcze raz na rozświetlone nocą miasto Starling City, a następnie napiął jedną ze swoich strzał po czym wycelował w sąsiedni biurowy budynek.
-Zaraz tam będę- opowiedział i zsunął się po line przyczepionej do strzały, spadając w dół ulicy.

***

Oliver wyszedł z windy kierując się do sali konferencyjnej gdzie zapewne czekał na niego analityk finansowy Thomas Martens. W środku szklanego korytarza stała niewysoka blondynka, ubrana w subtelną biznesową sukienkę w kolorze indygo. 
Po usłyszeniu dźwięku windy skierowała wzrok w stronę swojego pracodawcy jak i tym samym bliskiego przyjaciela. Posłała mu nerwowy uśmiech, który mógł oznaczać nic innego jak kłopoty. 
Mężczyzna podszedł do Felicity dotykając jej przedramienia. 
-Jak źle jest?- spytał cicho przystając na moment.
-Szczerze? To myślę, że piekło przez, które teraz przejdziesz będzie równać się z moimi wypiekami.
Oliver uśmiechnął się ciepło.
-A więc tego bynajmniej nie przeżyjemy.
Minął swoją przyjaciółkę i otworzył przed nią drzwi kierujące do sali. 
Po wejściu dwójka zauważyła Thomasa Martensa opierającego się o blat stołu. Trzymał w rękach plik papierów. Jego krawat leżał na pobliskim krześle wraz z marynarką. Kiedy spojrzał na wchodzącego  do środka Queena w jego oku pojawiła się iskra zdenerwowania. 
-Gdzieś ty się do cholery podziewał? - odparł analityk patrząc na wprost CEO Queen Consolidated.
-Ciebie także miło widzieć Thomas. Wypadło mi coś strasznie ważnego i musiałem pojechać do Coast City. Najważniejsze jest to, że już jestem- odparł z peszonym uśmiechem siadając za szklanym stołem- Czy możemy rozpocząć zebranie?
Thomas zaczął dla uspokojenia powoli oddychać próbując zapanować nad sobą. 
Stojąca za Oliverem Felicity uderzyła ręką w ramię przyjaciela.
-Spotkanie odbyło się cztery godziny temu- odparła cicho Smoak siadając na lewo od niego.
-Właśnie Oliver! Cztery godziny temu odbyło się spotkanie w sprawie twojej bankrutującej firmy!
Analityk przeprosił gestem Felicity za swój nagły wybuch po czym znów wrócił się do swojego szefa.
-Na początku naszej współpracy kazałeś mi za wszelką cenę uratować tą firmę, ale ty również powinieneś się starać odbudować dzieło twoich rodziców. Nie przychodzisz na żadne spotkania...
-Byłem na spotkaniu w sprawie odnawialnych energii dla firmy- obronił się Queen.
Mężczyzna spojrzał się na niego zirytowany.
-To spotkanie odbyło się 3 tygodnie temu. Oczywiście podczas niego wyszedłeś w środku spotkania z przyczyn "rodzinnych". Od tamtej pory nie było cię w sumie na sześciu spotkaniach.
Oliver już miał coś powiedzieć lecz jego pracownik ubiegł go.
-Podkreślę iż wzorowa obecność Felicity nie usprawiedliwia cię w każdym sensie. Cieszę się że powierzyłeś jej stanowisko zastępcy bo gdyby nie ten genialny pomysł, inwestorzy już dawno przestali by odbierać od nas telefony.
Smoak poprawiła się z uśmiechem na krześle czując się nad wyraz wyróżnioną. Oliver z rozbawieniem spojrzał na nią po czym otrzymał solidnego kopniaka w łydkę. Queen poprawił swój garnitur i spojrzał w stronę Martensa.
-Tak, wiem i wkład jej pracy nigdy nie jest przeze mnie ignorowany..
-Lecz starania Felicity nie uratują całej firmy Oliver. Zrozum to w końcu, że powinieneś reprezentować ją w każdy możliwy sposób. W następny wtorek mamy spotkanie z przedstawicielami Palmer Technologies
 w restauracji Dumort. Oczekuje, że tym razem zjawisz się tam z towarzystwie panny Smoak.
Queen głęboko westchnął i oparł się jeszcze bardziej na fotelu. Z doświadczenia wiedział, że na takich kolacjach można zanudzić się na śmierć. Ciągłe rozmowy o finansach, tym kto jest bogatszy, jaki zagraniczny samochód w tym tygodniu kupili.. Nie nadawał się do takiego świata.
Poczuł ciepłą, małą rękę Felicity na swoim nadgarstku.
-Chociaż obydwoje zanudzimy się na śmierć- uśmiechnęła się do niego pocieszająco.
-W to nie wątpię - analityk parsknął śmiechem wyłączając tablicę multimedialną -Felicity ma zdobyć ich sympatię mózgiem geniusza,a ty- spojrzał na Olivera- ładnie się uśmiechać.
Felicity wybuchła serdecznym śmiechem po czym wstała opierając dłonie na ramieniu przyjaciela i oddaliła się na moment dzwoniąc po Diggla. 
-Dziękuje bardzo za radę- powiedział z przekąsem.
Martens wyszedł z sali życząc Smoak miłej nocy, po czym uścisnął dłoń swojego pracodawcy. 
Po jego wyjściu Felicity opadła się o o szklany stół nie daleko Olivera. Poprawiła okulary przeglądając swoją komórkę. Zauważył że ten tik także obowiązywał kiedy nie miała na nosie okularów. To było bardzo uroczy nawyk. 
-Wiesz, że musisz to przeżyć- odezwała się blondynka.
-A jeśli wpakuje sobie szczałe?
-Mówię poważnie Oliver- spojrzała na chwilę w jego stronę - To bardzo duża szansa na złączenie obu firm w jedno- teatralnie podniosła dłoń w górę- wielkie imperium co przez to idzie większy rynek pracy, nowe wynalazki mogące wzbogacić naszą wiedzę może i nawet ratować ludzkie życia...
Oliver wstał i dotknął jej ramienia przywracając ją znów na ziemię. 
-Może zanim podbijemy świat skoczymy z Digglem do Big Belly Burgera?- zapytał z szelmowskim uśmiechem.
Felicity wstała na równe nogi biorąc do ręki swój płaszcz i odwracając się w stronę przyjaciela. 
-Masz rację. Musimy mieć dużo siły zanim podbijemy świat nauki.
Uśmiechnęła się słodko i ominęła go idąc w kierunku drzwi. Kiedy wyszła z sali nadal stał w tym samym miejscu patrząc na wprost.
Od wojny z armią Wilsona dużo pozmieniało się w ich relacji. 
Jej małe gesty w jego stronę zaczęły go intrygować, a zarazem uspokajać. 
Miał wokół siebie ludzi którzy w nie go wierzyli, pokładali nadzieję nawet kiedy był nad przepaścią. Życie Olivera zaczęło mieć równowagę i to właśnie go niepokoiło. Z doświadczenia wiedział że spokój ducha nie trwa zbyt długo. 
Zawsze coś musi się zepsuć. 
A jego największa obawą było to czy zepsuje się coś co jest między nim, a blond hakerkom. 
Ewidentnie coś było między nimi. Nie miał pojęcia jak to nazwać, a myśl o tym całkowicie odbierała mu zdrowy rozsądek. To bardzo niebezpieczny stan zważając na ich małe "hobby".
-Oliver?! Idziesz?
W drzwiach wstała Felicity spoglądając na niego swoimi niebieskimi oczami. Queen podszedł do niej kładąc rękę na jej plecach i idąc razem z nią do windy.
Jest dobrze tak jak jest.

12 marca 2016

United

Mam na imię Oliver Queen. 
Pięć lat przeżyłem na bezludnej wyspie kierując się jedną zasadą; przeżyć.
Mimo wszystko. 
Aby wrócić do mojego miasta i naprawić wszystkie błędy. Nie tylko moje. 
Dla mnie mój własny ojciec odebrał sobie życie na moich oczach. Od tamtej pory musiałem stać się kimś innym. Czymś innym. 
Miałem uratować Starling City od zagłady i mroku. Miało się ono dobrze ale mieszkańcy nie czuli się w nim bezpieczni. 
Szczególnie w Glades. Gdzie dzieciaki kradną i ćpają. 
Nic dobrego działo się przed i po wypłynięciu statku Queen's Gambit. 
Ludzie zawsze chcieli posiąść moje miasto, mieć je na własność, rządzić nim. Posuwali się do korupcji, a nawet i odebrania życia drugiej osobie dla dobra własnego interesu. Bezwzględni i zepsuci. Nikt ich nie mógł zatrzymać. Ani obywatele, policja. To musiałem być ja. Człowiek ukrywający się w cieniu. Linczowany przez media, obrażany i wyśmiewany przez przywódców, biznesmenów tego zepsutego miasta. 
Ich śmiech zanikał póki nie przeszyłem ich swoją szczałą. 
Miasto potrzebuje, my potrzebujemy osoby, która będzie troszczyć się o życie innych ludzi. Ktoś taki jak my. Starling City nie może umrzeć! Nie póki my żyjemy. Póki narażamy siebie, nawet naszych bliskich dla dobra ludzi, którzy wytykają nas palcami. Z zwykłego mściciela, który zabijał ludzi z listy własnego ojca, stałem się kimś innym. 
Myślałem, że nie da się mnie naprawić. Bo kiedy wróciłem do mojego rodzinnego miasta nie byłem niczym innym niż zimną maszyną do zabijania, pozbawioną empatii, jakichkolwiek uczuć. Trzymałem w sobie tylko żądze zemsty i sprawiedliwości. Ale wtedy źle postrzegałem sprawiedliwość i to co powinno być dla mnie najważniejsze. 
Bezpieczeństwo miasta było dla mnie ważne. Nic więcej się nie liczyło. Sadziłem że nic mnie już nie uratuje.
Brałem na siebie winę śmierci wielu osób. Shado. Tommy. Mój ojciec. Moja matka. 
Gdybym wtedy nie znalazł Diggla, Felicity, Roya i wielu innych wspaniałych ludzi, nie było by mnie w tym miejscu gdzie teraz jestem. 
Moja rodzina, moi przyjaciele, moja miłość, ludzie na których mi zależy. To im zawdzięczam życie i szczęście. Nigdy nie przestaną we mnie wierzyć. Nigdy nie przestanę dla nich walczyć. Nigdy nie będę sam.
Nadzieja i inspiracja.

Obiecuję wam, że nigdy nie przestanę walczyć by miasto było bezpieczne.